strony internetowe zabrze, gliwice

58 lat temu tragicznie zmarł "Epi" Kowal

Edmund Kowal właściwie szybko trafił do wielkiej piłki. Urodzony 16 lutego 1931 roku w Bobrku (obecnie dzielnicy Bytomia) jak Erwin Schmidt w 1952 roku trafił w ramach tzw. "zasadniczej służby wojskowej" do pierwszoligowego Wawelu Kraków z trzecioligowej Stali Bobrek Bytom.

Z Wawelem zdobył w 1953 roku nawet wicemistrzostwo Polski, ale ówczesne "czynniki wojskowe" zadecydowały, że   prawo pozostania w ekstraklasie z wojskowych klubów ma tylko siódma w lidze Legia Warszawa (wówczas Centralny Wojskowy Klub Sportowy) a nie drugi w tabeli Wawel(!) i w ten ci najlepsi czyli m.in. Kowal trafili oczywiście do Warszawy. O zdanie zainteresowanego nikt nie pytał, tak jak nikt nie pytał czy chce zmienić nazwisko... Z Legią zdobył Kowal dwa tytuły Mistrza Polski, ale kiedy w 1957 roku nadarzyła się okazja zwolnienia do "cywila", pojawiła się oferta zabrzańskiego Górnika, który budował wielki zespół i Kowal wraz z Pohlem - rodowici Ślązacy zameldowali się w Zabrzu, co prawda czekając blisko tydzień na odcinek zwolnienia z wojskowego klubu. Wcześniej piłkarz zgłosił się w nowym miejscu pracy - na kopalni Concordia, gdzie załatwiono wszystkie formalności związane z rozpoczęciem pracy.

Węgierskie wzorce

Kim był ten człowiek, którego transfer wzbudził tak wielkie emocje?  To był największy talent, jaki widziałem w całym swoim życiu, prawdziwy wirtuoz. Na treningach wiele razy próbowałem odebrać mu piłkę ale udawało mi się to bardzo rzadko. Miał taki niekonwencjonalny zwód, robił nogą „krzyżyk” nad piłką i na to się wszyscy nabierali - wspomina Jan Kowalski. Stefan Floreński, z którym Kowal bardzo się zakolegował mówi: - To był najlepszy technik w Polsce. Robił, co chciał. Nie był specjalnie szybki, ale nie było takiego, który dałby mu radę.

Nie ma wątpliwości, że wzorem dla Kowala był Nandor Hidekuti - członek złotej drużyny węgierskiej, którego "Epi" miał okazje podglądać dzięki Janosowi Steinerowi - trenerowi Legii, który wykorzystując własne kontakty, zabierał wojskowych na zgrupowania na Węgry, gdzie stołeczni piłkarze, w tym oczywiście Kowal, mieli sposobność treningi z Honvedem Budapeszt - niewątpliwie najlepszym europejskim zespołem w latach 1952 - 1956 roku. Kowal cieszył się, że mógł obserwować sposób gry - który bardzo mu odpowiadał - Nandora Hidegkutiego, cofniętego środkowego napastnika. Nie musiał strzelać, mógł dryblować, kłaść na ziemi rywali i zakładać siatki tak znakomitym obrońcom jak Lorant i Buzánszky - członkom słynnej "madziarskiej złotej Jedenastki".

Trafił Kowal na Opatę

W Zabrzu Kowal trafił na trenera z żelaznymi zasadami - Zsoltana Opatę. Ten cenił technikę i zaangażowanie na boisku, ale nie tolerował rozrywkowego trybu życia niektórych piłkarzy i w ten sposób w 1957 roku m.in.  Kowal został odsunięty przez Opatę od pierwszej drużyny. Klub ogłosił, że za niesportowy tryb życia zawiesza go na pół roku. Był jednak potrzebny, więc wrócił do gry już po dwóch miesiącach. Jednak pić nie przestał... A „Epi” na nic nie zważał na boisku i poza nim. W towarzyskim meczu ze Standardem Liege wygranym 5:1 przedryblował, kogo się tylko dało, i usiadł na piłce ustawionej na linii bramkowej. Kiedy przeciwnicy rzucili się w jego stronę, po prostu klapnął na tyłek, a piłka wtoczyła się do bramki...

Przed finałem Pucharu Polski w 1959 roku Kowala przedstawiano jako wzorowego męża, który odstawił alkohol i zajął się rodziną. Raz na zawsze skończyłem z kieliszkiem - mówił. Dziś jestem wzorowym mężem, mimo to nie rozstaję się nigdy z piłką, nawet w domu. Kowal jednak ciągle pił, choć koledzy z drużyny podkreślali, że nie ma co z niego robić pijaka. Bez wątpienia, to właśnie gra "Epiego" przyczyniła sie w dużej mierze do wywalczenia przez Górnika tytułu Mistrza Polski w 1957 i 1959 roku. Kiedy podczas meczu z łączoną drużyną Schalke 04 i Rott-Weiss Essen Kowal dwukrotnie położył na murawie Horsta Szymaniaka, najlepszego wówczas defensora w Europie, Sepp Herberger nie mógł sie nadziwić, skąd w Polsce tacy piłkarze. Osobną historie stanowi reprezentacja. Tak naprawdę nie wiadomo dlaczego tak znakomity piłkarz tylko ośmiokrotnie założył koszulkę z białym orłem na piersi. Czy wynikało to ze zbyt częstych zmian na stanowisku selekcjonera? Chociaż Jean Prouff bardzo liczył na Kowala w rozgrywkach finałowych zbliżającego sie turnieju olimpijskiego w Rzymie. Niestety...

Pechowe święta

Tuż przed świętami wielkanocnymi w 1960 roku Kowal wybierał sie do swoich przyjaciół na Zaborze. Próba wskoczenia do jadącego tramwaju zakończyła się jednak tragicznie. Piłkarz poślizgnął sie na zlodowaciałym fragmencie jezdni i wpadł pod koła. Na nieszczęście w płaszczu miał butelkę z alkoholem. Upadek i rozbijające się szkło pokaleczyło mu wnętrzności. Szybko przewieziono go do szpitala. Konsylium ustaliło, ze szansą na uratowania życia jest szybka dializa przy użyciu sztucznej nerki. W kraju były wówczas tylko dwa takie urządzenia - w Poznaniu i Warszawie. Jednak w stolicy odmówiono przyjęcia piłkarza!!! Na szczęście Poznań się zgodził. Do osobowego pociągu do Poznania doczepiono w Zabrzu zwykły wagon towarowy. W taki bydlęcym wagonie postawiono łóżko przymocowane drutem, aby nie latało a obok ustawiono stojak do kroplówki... W podróży Kowalowi towarzyszył doktor Andrzej Musierowicz z zabrzańskiej kliniki chirurgicznej. Miarodajny stukot kół, wolno mijający czas i brak kontaktu z nieprzytomnym chorym - tak podróż wspomina dr Musierowicz. W Poznaniu czekał karetka. Jednak te wysiłki na nic się nie zdały. Edmund Kowal zmarł 22 kwietnia 1960 roku. Zmarł, bo tak naprawdę odmówiono mu szybkiej pomocy. W tamtych czasach wystarczył jeden telefon sekretarza wojewódzkiego partii do swojego kolegi w czeskiej Ostrawie, która dysponowała specjalistyczną aparaturą, aby szybko - przecież to tylko kilkadziesiąt kilometrów - przetransportować piłkarza i udzielić mu szybkiej pomocy. Niestety, towarzysze w komitecie nie mieli do tego głowy, tyle przecież było nim kłopotów... Nie chciano poprosić o pomoc w Ostrawie, Warszawa odmówiła, Poznań okazał się zbyt daleki...
Tylko Zabrze pożegnało go jak należy, na pogrzeb przybyły tysiące mieszkańców, a trumnę nieśli Hajduk, Franosz, Szołtysek. Floreński, Gawlik i Jankowski...przyjaciele z boiska... Edmund Kowal zmarł dwa miesiące i sześć dni po swoich 29 urodzinach...

Marek Dziechciarz

Foto: "Górnik Zabrze - Opowieść o złotych latach"

 


Źródło: http://www.gornikzabrze.pl/aktualnosci/wydarzenia
 

Powrót do archiwum

gornikzabrze.pl


comments powered by Disqus
 
Reklama

Miejsce na Twój button,
napisz: deatrening@gmail.com
Ekstraklasa
Lp Drużyna Punkty Z. R. P.
1 Śląsk Wrocław 3310 32
2 Jagiellonia Białystok 309 33
3 Lech Poznań 298 52
4 Raków Częstochowa 278 33
5 Pogoń Szczecin 268 25
6 Legia Warszawa 247 34
7 Zagłębie Lubin 216 36
8 Górnik Zabrze 195 46
9 Radomiak Radom 185 36
10 Stal Mielec 185 37
11 Piast Gliwice 172 112
12 Warta Poznań 174 56
13 Korona Kielce 163 74
14 Widzew Łódź 164 46
15 Cracovia 153 65
16 Puszcza Niepołomice 133 48
17 Ruch Chorzów 81 57
18 ŁKS Łódź 82 211